
PRZEJDŹ DO NEWSA
Właśnie rozpoczęła się nowa era w polskiej piłce. Po raz pierwszy w historii na jednego zawodnika została wydana kwota rzędu pięciu milionów euro. Nigdy wcześniej nawet nie byliśmy blisko, by klub z Ekstraklasy wykładał na stół takie pieniądze. Z nieukrywaną zazdrością patrzyliśmy, jak ekipy z Czech, Danii czy Austrii bez większych problemów rzucają takie kwoty, a później ekscytują się grą w Lidze Mistrzów.
Oczywiście, przykład Jagiellonii pokazuje, że można osiągnąć sukces bez wielkich nakładów finansowych, ale to bardziej anomalia, niż reguła. W końcu, by aspirować do równorzędnej rywalizacji z możniejszymi, lepszymi trzeba zacząć inwestować coraz więcej i więcej. To robi Widzew pod rządami Roberta Dobrzyckiego. I brawo, bo do rozwoju polskiej piłki potrzebni są wielcy biznesmeni z zasobnym portfelem. Tylko, że jest jeszcze druga kwestia. Możliwości finansowe trzeba potrafić dobrze wykorzystać. Czy Widzew to robi? Na ten moment mamy co do tego poważne wątpliwości.
Kim jest nowa nadzieja Widzewa? „Jego atuty są ograniczone”
Widzew robi to, na co go stać. Brawo, ale czy robi to z głową?
Robert Dobrzycki może własne pieniądze inwestować w dowolny sposób. Zdecydował, że będzie je wydawał na rozwój Widzewa. I chwała mu za to. Wkrótce ma powstać centrum treningowe, z czego skorzysta też akademia. Coraz wyraźniej zarysowują się też plany rozbudowy obecnego stadionu przy alei Piłsudskiego. Naprawdę dla RTS-u nadeszły ciekawe lata po mozolnej odbudowie klubu w niższych ligach.
Właściciel daje możliwość, by kupić jakościowego zawodnika na każdą pozycję i dyrektor sportowy nie musi martwić się o koszty. Jeśli potrzebuje 2 milionów euro na pomocnika? Nie ma problemu. 3,5 na napastnika? Proszę bardzo. 5 milionów na skrzydłowego też nie jest żadnym wyzwaniem. W końcu to prywatne środki, więc nic nam do tego. Możemy się tylko cieszyć, że są ludzie, którzy chcą własny budżet przeznaczać na polską piłkę.
Tylko tak patrzymy na ten nowy rekordowy transfer Osmana Bukariego i mamy wątpliwości. Czy naprawdę Dariusz Adamczuk takiej kwoty nie mógł wydać o wiele lepiej? Czy 27-letni Ghańczyk to był najlepszy możliwy wybór przy takich możliwościach? Nawet pomijając brak tego mitycznego potencjału sprzedażowego – w końcu nie każdy klub za główny cel stawia sobie sprzedaż z zyskiem swoich piłkarzy – to takie środki powinny pozwolić na sprowadzenie zawodnika, który przynajmniej na starcie robiłby o wiele większe wrażenie.
Widzew mógł znaleźć swojego Luisa Palmę. Praktycznie od pierwszych meczów widać, dlaczego Lech, żeby go wykupić, musi wyłożyć Celticowi 4 miliony euro. Honduranin z miejsca wszedł i zrobił różnicę. Widać, że to gość, który był gwiazdą w zespole grającym w Lidze Mistrzów. Na tym najwyższym możliwym szczeblu też nie grał jak sparaliżowany, tylko potrafił się pokazać – Palma trafiał choćby z Atletico Madryt. A Bukari? Również grał na tym poziomie, tylko nie w Celticu, a w Crvenej Zvezdzie – jest delikatna różnica poziomów między tymi zespołami – i przede wszystkim było to na tyle dawno, że obecnie to już nie jest ten sam zawodnik.
Lech Poznań musi kupić skarbonkę i zacząć odkładać na wykup Luisa Palmy
Do Łodzi nie trafia gość, który strzelał na Etihad Manchesterowi City, tylko jego o dwa lata starsza i robiąca mniejsze wrażenie wersja. Bukari ostatnie półtora roku spędził w MLS w barwach Austin. Przypomnijmy, to liga, słynąca z gry wyjątkowo nastawionej na atak, w której kapitalne liczby ostatnio wykręcał choćby Mateusz Bogusz, który obecnie zalicza brutalną weryfikację w Meksyku.
Bukari w 43 meczach strzelił cztery gole i zaliczył dziewięć asyst.
Dla porównania:
wspomniany Bogusz: 69 meczów, 19 goli, 13 asyst.
niewypał transferowy Jagiellonii, AZ Jackson: 28 meczów, cztery gole, pięć asyst.
Kristoffer Velde po odbiciu się od Olympiakosu: 12 meczów, dwa gole, dwie asysty.
Patryk Klimala, z pewnością pamiętany we Wrocławiu: 59 meczów, 13 goli, 10 asyst.
Luquinhas: 60 meczów, osiem goli, osiem asyst.
Przemysław Frankowski: 63 mecze, 10 goli, 12 asyst.
Kamil Jóźwiak: 45 meczów, dwa gole, 10 asyst.
Czy za któregokolwiek z tych zawodników, mających podobne lub lepsze liczby od Bukariego w MLS, dalibyśmy 5 milionów euro? Zdecydowanie nie i to biorąc pod uwagę moment ich gry w Stanach Zjednoczonych, a nie obecną dyspozycję.
Robert Dobrzycki wydał tyle z własnych pieniędzy na Bukariego, bo po prostu mógł. Ale, kto bogatemu zabroni? Kosztowne pomyłki to drugie imię obecnego Widzewa. Zanosi się, że 27-letni Ghańczyk będzie kolejną do kolekcji. Oczywiście, będziemy od niego oczekiwać tyle, ile od piłkarza za 5 milionów euro – czyli ma prezentować jeszcze wyższy poziom od Luisa Palmy – a nie grać na poziomie ligowego średniaka sprowadzonego bez odstępnego na poszerzenie kadry.
Czytaj więcej na Weszło:
Oficjalnie – Widzew bije rekord transferowy Ekstraklasy!
Piłkarz Widzewa wzbudza zainteresowanie. Może trafić do La Liga
Z Ligi Mistrzów do Widzewa. Duńczyk podpisał kontrakt
Fot. Newspix
Artykuł Widzew poszedł grubo. Gra kosztownie, ale czy sensownie? pochodzi z serwisu weszlo.com.
Artykuł Widzew poszedł grubo. Gra kosztownie, ale czy sensownie? pochodzi z serwisu weszlo.com.
Oczywiście, przykład Jagiellonii pokazuje, że można osiągnąć sukces bez wielkich nakładów finansowych, ale to bardziej anomalia, niż reguła. W końcu, by aspirować do równorzędnej rywalizacji z możniejszymi, lepszymi trzeba zacząć inwestować coraz więcej i więcej. To robi Widzew pod rządami Roberta Dobrzyckiego. I brawo, bo do rozwoju polskiej piłki potrzebni są wielcy biznesmeni z zasobnym portfelem. Tylko, że jest jeszcze druga kwestia. Możliwości finansowe trzeba potrafić dobrze wykorzystać. Czy Widzew to robi? Na ten moment mamy co do tego poważne wątpliwości.
Kim jest nowa nadzieja Widzewa? „Jego atuty są ograniczone”
Widzew robi to, na co go stać. Brawo, ale czy robi to z głową?
Robert Dobrzycki może własne pieniądze inwestować w dowolny sposób. Zdecydował, że będzie je wydawał na rozwój Widzewa. I chwała mu za to. Wkrótce ma powstać centrum treningowe, z czego skorzysta też akademia. Coraz wyraźniej zarysowują się też plany rozbudowy obecnego stadionu przy alei Piłsudskiego. Naprawdę dla RTS-u nadeszły ciekawe lata po mozolnej odbudowie klubu w niższych ligach.
Właściciel daje możliwość, by kupić jakościowego zawodnika na każdą pozycję i dyrektor sportowy nie musi martwić się o koszty. Jeśli potrzebuje 2 milionów euro na pomocnika? Nie ma problemu. 3,5 na napastnika? Proszę bardzo. 5 milionów na skrzydłowego też nie jest żadnym wyzwaniem. W końcu to prywatne środki, więc nic nam do tego. Możemy się tylko cieszyć, że są ludzie, którzy chcą własny budżet przeznaczać na polską piłkę.
Tylko tak patrzymy na ten nowy rekordowy transfer Osmana Bukariego i mamy wątpliwości. Czy naprawdę Dariusz Adamczuk takiej kwoty nie mógł wydać o wiele lepiej? Czy 27-letni Ghańczyk to był najlepszy możliwy wybór przy takich możliwościach? Nawet pomijając brak tego mitycznego potencjału sprzedażowego – w końcu nie każdy klub za główny cel stawia sobie sprzedaż z zyskiem swoich piłkarzy – to takie środki powinny pozwolić na sprowadzenie zawodnika, który przynajmniej na starcie robiłby o wiele większe wrażenie.
Widzew mógł znaleźć swojego Luisa Palmę. Praktycznie od pierwszych meczów widać, dlaczego Lech, żeby go wykupić, musi wyłożyć Celticowi 4 miliony euro. Honduranin z miejsca wszedł i zrobił różnicę. Widać, że to gość, który był gwiazdą w zespole grającym w Lidze Mistrzów. Na tym najwyższym możliwym szczeblu też nie grał jak sparaliżowany, tylko potrafił się pokazać – Palma trafiał choćby z Atletico Madryt. A Bukari? Również grał na tym poziomie, tylko nie w Celticu, a w Crvenej Zvezdzie – jest delikatna różnica poziomów między tymi zespołami – i przede wszystkim było to na tyle dawno, że obecnie to już nie jest ten sam zawodnik.
Lech Poznań musi kupić skarbonkę i zacząć odkładać na wykup Luisa Palmy
Do Łodzi nie trafia gość, który strzelał na Etihad Manchesterowi City, tylko jego o dwa lata starsza i robiąca mniejsze wrażenie wersja. Bukari ostatnie półtora roku spędził w MLS w barwach Austin. Przypomnijmy, to liga, słynąca z gry wyjątkowo nastawionej na atak, w której kapitalne liczby ostatnio wykręcał choćby Mateusz Bogusz, który obecnie zalicza brutalną weryfikację w Meksyku.
Bukari w 43 meczach strzelił cztery gole i zaliczył dziewięć asyst.
Dla porównania:
wspomniany Bogusz: 69 meczów, 19 goli, 13 asyst.
niewypał transferowy Jagiellonii, AZ Jackson: 28 meczów, cztery gole, pięć asyst.
Kristoffer Velde po odbiciu się od Olympiakosu: 12 meczów, dwa gole, dwie asysty.
Patryk Klimala, z pewnością pamiętany we Wrocławiu: 59 meczów, 13 goli, 10 asyst.
Luquinhas: 60 meczów, osiem goli, osiem asyst.
Przemysław Frankowski: 63 mecze, 10 goli, 12 asyst.
Kamil Jóźwiak: 45 meczów, dwa gole, 10 asyst.
Czy za któregokolwiek z tych zawodników, mających podobne lub lepsze liczby od Bukariego w MLS, dalibyśmy 5 milionów euro? Zdecydowanie nie i to biorąc pod uwagę moment ich gry w Stanach Zjednoczonych, a nie obecną dyspozycję.
Robert Dobrzycki wydał tyle z własnych pieniędzy na Bukariego, bo po prostu mógł. Ale, kto bogatemu zabroni? Kosztowne pomyłki to drugie imię obecnego Widzewa. Zanosi się, że 27-letni Ghańczyk będzie kolejną do kolekcji. Oczywiście, będziemy od niego oczekiwać tyle, ile od piłkarza za 5 milionów euro – czyli ma prezentować jeszcze wyższy poziom od Luisa Palmy – a nie grać na poziomie ligowego średniaka sprowadzonego bez odstępnego na poszerzenie kadry.
Czytaj więcej na Weszło:
Oficjalnie – Widzew bije rekord transferowy Ekstraklasy!
Piłkarz Widzewa wzbudza zainteresowanie. Może trafić do La Liga
Z Ligi Mistrzów do Widzewa. Duńczyk podpisał kontrakt
Fot. Newspix
Artykuł Widzew poszedł grubo. Gra kosztownie, ale czy sensownie? pochodzi z serwisu weszlo.com.
Artykuł Widzew poszedł grubo. Gra kosztownie, ale czy sensownie? pochodzi z serwisu weszlo.com.