Po nieudanym sezonie, w którym Widzew przegrał awans do I ligi, w klubie zaczęło się „sprzątanie”. Sęk w tym, że ówcześni prezesi zaczęli porządki od tych, którzy wpływ na wyniki sportowe mieli zerowe. Zamiast szukać oszczędności we własnych kieszeniach lub ludzi zarabiających naprawdę dużo, zwolnili jedną z klubowym ikon.
Mamy na myśli Marcina Tarocińskiego, który z Widzewem związany jest od blisko ćwierćwiecza. Jego głos towarzyszy meczom łodzian od 1995 roku. Co najmniej jedno pokolenie kibiców nie zna innego spikera, jak właśnie popularnego „Tarota”, który w grudniu 2017 wyszedł poza wcześniejszą funkcję, zostając pracownikiem klubu na pełen etat. Zostawił dobrą posadę dziennikarza w TV Toya i objął stanowisko dyrektora ds. PR.
Jego skuteczność w nowej roli można oceniać różnie, ale z pewnością wielu jej aspektów nie doceniono. Zdążyli się o tym przekonać jeszcze wspomniani Jakub Kaczorowski i Tomasz Jędraszczyk, gdy kilka dni po podziękowaniu Tarocińskiemu za dalszą współpracę uświadomili sobie, że… nie mają człowieka, który może poprowadzić piknik z okazji Widzewskiego Dnia Dziecka. Wówczas okazało się, że zwolniony pracownik robił dużo więcej, niż się zdawało. To on planował eventy, organizował je, pozyskiwał partnerów, a na końcu prowadził. Był także częścią klubowej telewizji, no i oczywiście jako spiker prowadził każdy mecz przy Piłsudskiego.
Okazuje się, że po zmianie władzy być może dla Tarocńskiego ponownie znajdzie się miejsce w klubie. „Mogę potwierdzić, że w tym tygodniu spotkałem się z nową prezes. Przeprowadziliśmy bardzo wartościową rozmowę. Na tą chwilę nie ma jednak żadnych nowych ustaleń. Decyzja co do mojej przyszłości w Widzewie powinna zapaść po weekendzie” – powiedział Widzew 24.
W jakiej roli „Tarot” miałby występować po powrocie? „Nie odbiegałaby ona znacznie od tego, za co byłem odpowiedzialny wcześniej. Oprócz bycia spikerem podczas meczów Widzewa, miałbym odpowiadać za prowadzenie i organizowanie eventów związanych z klubem lub z klubowymi partnerami. Miałbym też nadal współtworzyć Widzew TV” – przyznał.
Tarociński nie kryje, że był bardzo zawiedziony sposobem rozstania. Długo jednak publicznie nie zabierał głosu na ten temat. „Jestem zbudowany tym, że prezes znalazła dla mnie czas. Nie chcę zabrzmieć zbyt wyniośle, ale poprzednia władza nie była dla mnie partnerem do rozmów po tym, co się wydarzyło. Jednego dnia składa mi się wypowiedzenie, a po szumie w mediach odwraca kota ogonem i mówi, że to wcale nie było tak” – stwierdził były (?) spiker Widzewa.
Powrót na Piłsudskiego to niejedyny kierunek, jaki Tarociński może obrać w najbliższym czasie. „Nie będę ukrywał, że mam pewne propozycje pracy, w tym jedną bardzo poważną. Muszę się rozglądać za nowym zajęciem, ponieważ trzeba jakoś zarobić na chleb i utrzymanie rodziny. Zwlekam jednak z podjęciem decyzji, bo cały czas mam nadzieję, że zostanę przy Widzewie. Nie mogę jednak wstrzymywać ludzi w nieskończoność” – kończy rozmowę.