Po objęciu sterów w Widzewie, Martyna Pajączek podjęła kilka kontrowersyjnych decyzji. Dotyczyły one zmian w pionie sportowym klubu, podziękowano za współpracę prawie całemu poprzedniemu sztabowi oraz dyrektorowi sportowemu. Nie wszyscy mają swoich następców.
O ile drużyna trafiła pod skrzydła Marcina Kaczmarka i jego ludzi, o tyle rola, którą wcześniej odgrywał Łukasz Masłowski, nie została w pełni obsadzona. Prezes uznała, że na trzecim poziomie rozgrywkowym dyrektor sportowy nie jest klubowi potrzebny. Pajączek na swojej pierwszej konferencji prasowej mówiła, że w II lidze wystarczy trener, umiejący rozsądnie budować skład i dobierać sobie odpowiednich zawodników.
Szybko okazało się jednak, że o ile Kaczmarek może realizować swoją wizję zespołu, to codzienna praca z piłkarzami pochłania wiele energii, zaangażowania i przede wszystkim czasu. Zwłaszcza, że styl gry widzewiaków wciąż nie prezentuje się zbyt dobrze. Szkoleniowiec dostał jednak pomocnika, który wziął na siebie część obowiązków dyrektora sportowego. Mowa o Rafale Pawlaku, byłym graczu i trenerze Widzewa, który akurat pozostawał bez pracy. Uznał, że skoro ma sporo wolnego czasu, chętnie pomoże swojemu byłemu klubowi.
Jego zadaniem w letnim oknie transferowym były głównie rozmowy z zawodnikami, z którymi Widzew chciał się rozstać. W niemal każdym przypadku przebiegły one sprawnie. Rozstano się m.in. z Maciejem Kazimierowiczem, Kacprem Falonem czy Marcinem Kozłowskim. Każdy z tych piłkarzy mówił oficjalnie lub nieoficjalnie, że negocjacje były szybkie i bezproblemowe. Nie udało się porozumieć tylko z Filipem Mihaljeviciem, co martwi ze względu na jego wysoką pensję. Trudno jednak winić o to Pawlaka, bo napastnik po prostu uparł się, że nigdzie nie odejdzie. Chorwat wie, że żaden inny klub nie zapłaci mu tyle, ile do końca czerwca 2020 roku zagwarantowane ma w Łodzi.
Wsparcie ze strony Pawlaka doceniał także osobiście Kaczmarek. Na jednej z pomeczowych konferencji prasowych trener podkreślał zasługi tymczasowego doradcy zarządu, dziękując mu za pomoc, jaką od niego otrzymał. Nie jest tajemnicą, że Pawlak wykonywał charytatywną pracę dla klubu, nie pobierając od niego wynagrodzenia. Można jednak przypuszczać, choć sam zainteresowany tego nie potwierdza, że liczył on na to, że uda mu się przekonać do siebie zarząd Widzewa i zostać pełnoprawnym pracownikiem.
Póki co Rafał Pawlak pojechał na zaplanowane od dawna wakacje. Czy zobaczymy go jeszcze przy Piłsudskiego, póki co nie wiadomo. Z jednej strony Martyna Pajączek może uznać, że jego wsparcie po zamknięciu okna transferowego, gdy rozgrywki ligowe rozkręciły się już na dobre, nie jest potrzebne. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że w profesjonalnie działających klubach praca dyrektora sportowego trwa przez cały rok. W tym momencie powinno się planować ruchy transferowe, jakie nastąpią w drużynie w przerwie zimowej. Mówił o tym wspominany Marcin Kaczmarek, który nie ukrywa, że pewne pomysły już ma, ale by je zrealizować, potrzebny jest konsekwentny monitoring zawodników. To wiążę się z koniecznością podróżowania po kraju i obserwowania potencjalnych celów transferowych.
Może się więc okazać, że Pawlak jednak będzie potrzebny w Widzewie. Czy faktycznie wróci do obowiązków dyrektora sportowego czy doradcy zarządu po urlopie, na razie nie wiemy.