Spotkanie Widzewa z Legią będzie bez wątpienia największym hitem 1/16 finału Pucharu Polski. Nie chodzi oczywiście o rywalizację sportową, bo oba zespoły dzieli obecnie w tym aspekcie przepaść, ale o historię, jaka stoi za łódzko-warszawskimi pojedynkami. Na razie emocje dopiero się jednak rodzą. Głównie u gospodarzy.
Wynik losowania, jakie odbyło się w siedzibie Polskiego Związku Piłki Nożnej pod koniec września, w obu obozach przyjęto z dużą euforią. Kibice RTS będą mieli okazję gościć na swoim stadionie jedną z najbardziej utytułowanych polskich drużyn, i to nie jej rezerwy, jak miało to miejsce w III lidze, ale tzw. pierwszy garnitur. Choć w ostatnich latach jedni i drudzy są na dwóch różnych piłkarskich biegunach, starcie Widzewa z Legią elektryzuje nie tylko fanów obu klubów, ale w zasadzie całą Polskę. Dla łodzian będzie to napięcie równe chyba tylko potyczkom derbowym, z kolei „Wojskowi” będą mogli utrzeć nosa swojemu dawnemu, ale wciąż nienawidzonemu przy Łazienkowskiej wrogowi.
Na niecały tydzień przed meczem (środa, 30 października, godz. 20:30) wielkiego ciśnienia jeszcze się nie odczuwa. Legia skupiona jest obecnie na rywalizacji w Ekstraklasie, a w niej dzieje się naprawdę sporo. W minioną sobotę piłkarze Aleksandara Vukovicia podejmowali Lecha Poznań (wygrali 2:1), a w najbliższą niedzielę zmierzą się na swoim stadionie w innym klasyku polskiego futbolu, z Wisłą Kraków. Te dwa spotkania zaprzątają obecnie głowę sztabowi szkoleniowemu warszawskiej drużyny i o przygotowania do wyjazdu do Łodzi nikt na razie głośno nie mówi.
W zasadzie Vuković zdążył odnieść się do wylosowania Widzewa tylko raz, niedługo po tym, jak poznaliśmy zestaw par 1/16 finału. „Rywale walczą o powrót do Ekstraklasy i myślę, że wkrótce znowu w niej zagrają. To dobra drużyna, która cały czas się rozwija. Mam świadków, że przewidziałem takie losowanie. Dla kibiców to świetna sprawa, mecz Legii z Widzewem to klasyk. Pamiętam spotkania na ich stadionie i nie przypominam sobie, żebyśmy wtedy przegrywali” – mówił przed kilkoma tygodniami Serb.
Nieco więcej emocji widać już po fanach z Piłsudskiego, ale jeszcze nie za sprawą samego meczu. Widzewiacy żyją jeszcze nie do końca udanym występem ich drużyny w potyczce z GKS Katowice, a przed nimi jeszcze ciężki wyjazd do Boguchwały. Obecnie Stal Stalowa Wola znajduje się w ogonie tabeli, ale wszyscy pamiętamy, jak zakończyła się ostatnia wizyta czerwono-biało-czerwonych na tym specyficznym boisku, gdzie „Stalówka” wciąż z musu rozgrywa swoje spotkania. Wydaje się więc, że dopiero z finałowym gwizdkiem sędziego sympatycy Widzewa zaczną już na dobre wybiegać myślami do konfrontacji z faworyzowanymi legionistami, licząc na sprawienie takiej samej niespodzianki, jak w poprzedniej fazie ze Śląskiem Wrocław.
Co więc obecnie zaprząta uwagę kibiców w kontekście rywalizacji CWKS? Zdobycie biletu! Podobnie jak w meczu ze Śląskiem, pierwszeństwo w nabyciu wejściówek dostali posiadacze karnetów i jak na razie zainteresowanie jest większe niż przed starciem z wrocławianami. W pierwszej fazie zajęto już 13,5 tysięca miejsc, a zanim dojdzie do otwartej dystrybucji, bilet mogli kupić ci, którzy zasiadają na co dzień w tzw. strefach buforowych. Szacuje się, że do kas trafi jedynie około tysiąca wejściówek.
Tak sobie policzyłem i wyszło na to, że bilet na Legię zdecydowało się kupić 12 z ~14 tysięcy uprawnionych karnetowiczów. Teraz w tych dwóch tysiącach trzeba zmieścić półtora tysiąca ludzi z buforów i wychodzi na to, że w otwartej sprzedaży zostanie maksymalnie tysiąc sztuk… https://t.co/YX3grfe30M
— Kamil (@kp_ldz) October 21, 2019
Ostatnia walka o zapewnienie sobie miejsca na szlagierowe spotkanie rozpocznie się w piątek. System wystartuje o godzinie 19:10 i będzie można być mocno zdziwionym, gdy sprzedaż nie zostanie zakończona w kilka godzin. Na meczu ze Śląskiem pojawiło się aż 6 tysięcy „nowych” kibiców, ale teraz wszystko wskazuje na to, że stali bywalcy „Serca Łodzi” w dużo większym procencie nie będą chcieli przegapić tak ciekawego widowiska.