W ubiegły czwartek Widzew postanowił powierzyć opiekę nad drużyną Zbigniewowi Smółce. Dla dużej części kibiców było to spore zaskoczenie, ponieważ szkoleniowiec ten nie był wymieniany przez dziennikarzy w gronie potencjalnych następców Jacka Paszulewicza.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu obsada kluczowego stanowiska w klubie odbyła się w ciszy. Nazwisko Smółki, które opublikowaliśmy na Widzew 24, na światło dzienne wyszło już po tym, jak strony osiągnęły pełne porozumienie. Dzięki temu można było uniknąć zamieszania i dokonać spokojnego wyboru nowego trenera. Dopiero kilka godzin później zaczęły pojawiać się pogłoski, że umowa może być nieważna ze względu na podpis pod umową tylko jednego członka zarządu.
Decyzja o wyborze trenera nie była łatwa, ponieważ przy Piłsudskiego oczekiwania są olbrzymie i nie każdy jest w stanie udźwignąć tak dużą presję. Dodatkowo, część kandydatów, tzw. pierwszego wyboru, odmówiła i trzeba było szukać dalej. Jak usłyszeliśmy, w ostatnich dniach przed dokonaniem wyboru grono trenerskie zostało zawężone do dwóch nazwisk. Oprócz Smółki, do samego końca rozpatrywana była opcja zatrudnienia Marcina Prasoła.
Jego osoba akurat nie była dla fanów anonimowa, ponieważ z Widzewem łączono go już jakiś czas temu. Pierwsi o tym fakcie pisali siedleccy dziennikarze, którzy informowali, że opiekun Pogoni może przenieść się do Łodzi. Później łączono go także z GKS Katowice, czyli innym II-ligowcem, który interesował się również.. Smółką! Ostatecznie na Górny Śląsk trafił Rafał Górak z Elany Toruń, z kolei w Siedlcach Kamil Socha. Prasoł musi więc nadal szukać pracodawcy.
Co zaważyło o tym, że w Widzewie postanowiono związać się ze Smółką? Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że działacze celowali w trenera, którego cechują atrakcyjna gra, zaangażowanie w pracę i silny charakter. Uznano, że Zbigniew Smółka lepiej wpisuje się w te ramy.
