Widzew24.pl – wszystkie newsy o Widzewie w jednym miejscu

Komentarz własny: „Pokaż mi swoją ławkę…”

photo
Paweł Raczkowski sędzią meczu Widzew - Raków
photo
Stołeczny arbiter poprowadzi mecz z Rakowem
photo
Informacje organizacyjne przed meczem z Rakowem Częstochowa
photo
Bez kibiców Rakowa w sobotę. Więcej miejsc dla widzewiaków
photo
20 000 kibiców Widzewa w Chorzowie
Facebook
Twitter
Email

Stwierdzenie, że nie tak kibice Widzewa wyobrażali sobie pierwszy mecz ich drużyny po pandemii, byłoby niewinnym żartem. To, co wydarzyło się w środę przy Piłsudskiego, nazwać trzeba obrazem nędzy i rozpaczy. Przy okazji pokazało, jaki problem tkwi w rezerwie.

Marcin Kaczmarek wystawił teoretycznie najsilniejszy skład, jakim dysponował. Zachowany został kręgosłup zespołu w postaci Wojciecha Pawłowskiego, Daniela Tanżyny, Łukasza Kosakiewicza, Bartłomieja Poczobuta, Adama Radwańkiego i rzecz jasna Marcina Robaka. Od pierwszych minut oglądaliśmy również Huberta Wołąkiewicza, Konrada Gutowskiego i Henrika Ojamę. W porównaniu do dwóch pierwszych spotkań rundy jesiennej, doszło co prawda do dwóch zmian, ale obie były wymuszone. Marcel Pięczek nie zagrał w powodu kontuzji (zastąpił go Kornel Kordas), a miejsce pauzującego za kartki Mateusza Możdżenia, zgodnie z przypuszczeniami, zajął Marcel Gąsior.

Trudno mieć pretensje do trenera w kontekście wytypowanej jedenastki, ale to, co zaprezentowała ona na boisku, było poniżej wszelkiej krytyki. W zasadzie każdy z zawodników RTS zagrał dużo poniżej swoich możliwości, a najbardziej w oczy rzucała się dziurawa linia defensywna, która co i rusz dopuszczała gości do bramkowych okazji. Z całej czwórki obrońców najmniej pretensji można mieć chyba do Kordasa, który raz w pojedynkę asekurował dwóch graczy, Tanżynę i Wołąkiewicza. Wypożyczony z Korony Kielce 20-latek nie zaprezentował się wybitnie, po prostu zagrał na swoim poziomie. W przeciwieństwie do wymienionych wyżej stoperów, którym środowy mecz powinien jeszcze długo śnić się po nocach.

Małym zaskoczeniem jest fakt, że najlepiej – lub najmniej mizernie – z całej drużyny pokazał się Gąsior. Nie był to może poziom wykluczonego Możdżenia, ale przynajmniej debiutujący w wyjściowym składzie pomocnik był zagrożeniem dla Mateusza Kosa. W pierwszej połowie golkipera częstochowian uratowała poprzeczka, ale w końcówce dał się on pokonać po celnej główce widzewiaka. Czy to wystarczy, by zachować miejsce w jedenastce? Wydaje się, że niemal na pewno nie kosztem Możdżenia, który na niedzielne zawody ze Stalą Rzeszów będzie już do dyspozycji szkoleniowca. Rozważyć można jednak układ Gąsior – Możdżeń w środku pola, bo kiepski występ zaliczył Poczobut.

Katastrofalne błędy w tyłach oraz brak własnych okazji strzeleckich doprowadziły do tego, że skazywana na porażkę Skra niespodziewanie prowadziła w Łodzi 2:0. Kaczmarek próbował gasić pożar dokonując zmian. Chwilę po utracie drugiego gola, na boisku zameldował się Rafał Wolsztyński, który zastąpił Poczobuta, co automatycznie przestawiło gospodarzy w ustawienie 4-4-2. Dubler robił, co mógł, by pomóc drużynie odrobić straty, ale brakowało mu dokładności lub bardziej precyzyjnych podań, na przykład od Radwańskiego, który w niczym nie przypominał lidera Widzewa sprzed koronawirusowej przerwy w rozgrywkach. Na ostatnie dwadzieścia minut w bój puszczony został Christopher Mandiangu, ale niewiele wniósł do gry. Chyba, że wspomnimy o irytującym powolnym wykonywaniu rzutów rożnych. Skrzydłowy sprawiał wrażenie, że myślami jest już gdzie indziej (30 lipca kończy się jego kontrakt). Nie lepiej było także po wejściu Daniela Mąki (zmienił Wołąkiewicza i łodzianie przeszli na system z trzema obrońcami), który w meczu o stawkę zagrał po raz pierwszy od złamania nogi w listopadzie ubiegłego roku. On jako jedyny wykazywał chęć do gry, dawał impuls do szybszego atakowania, ale piłka uparła się, by go nie słuchać. Pod względem sportowym widać było u Mąki spore braki w tzw. ograniu.

Marcin Kaczmarek nie zdecydował się dokonać czwartej zmiany. O ile nie spodziewaliśmy się debiutu żółtodzioba Filipa Bechta, to można było dać szansę Robertowi Prochownikowi. Młodzieżowiec został sprowadzony do klubu zimą, z łatką utalentowanego pomocnika, o którego Widzew wygrał wyścig między innymi z ekstraklasowymi ŁKS Łódź i Wisłą Płock. Tymczasem 18-latek nie dostał póki co ani minuty, dlatego należy zadać sobie pytanie o cel tego transferu. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że wyrwanie Prochownika z SMS kosztowało sześciocyfrową kwotę, a mimo to piłkarz nie dostaje żadnych szans. Czy byłby gorszy niż słaby tego wieczora Gutowski? Raczej nie. „Gutek” zapisał się co prawda strzeleniem nieuznanego gola, ale poza tym nie pokazał nic wielkiego. Zaprezentował co najwyżej elementarne braki w wyszkoleniu piłkarskim, takim jak dośrodkowanie ze stojącej piłki, nie mówiąc już o wrzutkach w pełnym biegu.

„Pokaż mi swoją ławkę, a powiem ci, jaką masz drużynę” – mówi znane porzekadło. Jeżeli mu ufać, przyszłość Widzewa nie jawi się zbyt optymistycznie. Czołowi zawodnicy są bez formy, a ci, którzy mieli być wsparciem z ławki, na razie nim nie są. Upłynie jeszcze trochę czasu, zanim Daniel Mąka wejdzie w rytm meczowy, a na Christophera Mandiangu możemy się już wcale nie doczekać. Pozostaje liczyć, że jakość gry drużyny podniesie się wraz z powrotem Mateusza Możdżenia. Z nim w składzie czerwono-biało-czerwoni zdobywają o wiele więcej punktów, dlatego jego powrót już w niedzielnym hicie w Rzeszowie może okazać się zbawienny. Sam rozgrywający nie wygra jednak zawodów, potrzebuje wsparcia kolegów, którzy muszą zagrać zdecydowanie lepiej i ambitniej. Jeżeli niektórzy znów przejdą obok meczu, mogą już z Podkarpacia nie wracać, bo klub nie może pozwolić sobie na wypuszczenie z rąk awansu do I ligi po raz drugi z rzędu.

Szkoda, że potyczka ze Skrą Częstochowa odbyła się przy pustych trybunach, bo w kilku momentach żywiołowa publiczność byłaby bardzo pomocna. Aż prosiło się o podkręcenie atmosfery, niejako wymuszenie na piłkarzach większego zaangażowania. Nie czując oddechu fanów na plecach, widzewiacy sprawiali wrażenie, jakby negatywny wynik spływał po nich jak po kaczce. I to chyba największy problem po środowej porażce, bo piłkarsko RTS mógł mieć po prostu gorszy dzień. Przed trenerem Kaczmarkiem nie tylko obowiązek „poprzestawiania klocków” na swoje miejsce, ale przede wszystkim mentalne postawienie szatni na nogi. Widzewiacy muszą zacząć walczyć o życie, bez względu na to, czy trybuny pozostają puste.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Widzew_Ruch2023
Rekordowy „Mecz Przyjaźni”
piłkarze
Po trzecie zwycięstwo ze Stalą!
0W0A2374
Drugi raz z rzędu w „Sercu Łodzi”
IMG_5437
Zdjęcia z meczu Widzew - Korona
Korona_Widzew
Z Koroną w Lany Poniedziałek
0
Would love your thoughts, please comment.x