Fani piłkarscy to grupa osób, która często lubi ozdabiać swoje ciało tatuażami. Najczęściej są one związane z ukochanym klubem, na lewą stronę klatki piersiowej trafia więc herb, a na pozostałe miejsca motywy związane z kibicowaniem lub sportami walki. Na Widzewie nie brakuje również bardzo ciekawych historii, związanych z „dziarami”.
Dotąd jednym z najpopularniejszych tatuażów był obraz znany z jednego z meczów derbowych, rozgrywanych przy al. Unii 2. W jego trakcie jeden z młodszych kibiców, ubranych w klubową bluzę z napisem WIDZEW, wspiął się na ogrodzenie sektora gości i z niego obserwował fanów Łódzkiego Klubu Sportowego. Zrobiono mu klimatyczne zdjęcie, które później posłużyło innemu sympatykowi RTS. Przeniósł on bowiem wspomniany obrazek, tatuując go na własnych plecach.
Teraz na Widzewie pojawiła się nowa, jeszcze bardziej interesująca historia. Chodzi o kibica ze Strykowa, który w młodości był piłkarzem łódzkiego klubu, występując w drużynach juniorskich. Podczas potkań pierwszego zespołu często był tzw. chłopcem od podawania piłek, a jego idolem z boiska był Stefano Napoleoni. Podczas jednego z meczów młodemu fanowi zrobiono zdjęcie właśnie w towarzystwie Włocha, który celebrował strzelenie gola.
Jedenaście lat później znów mogliśmy zobaczyć wspomniane wydarzenie, tyle że w formie tatuażu. Spotkanie z dawnym ulubieńcem młody piłkarz, a dziś dorosły kibic Widzewa, postanowił umieścić na swoich własnych plecach! Dzieło to można zobaczyć na zdjęciu, wykonanym w trakcie spotkania łodzian ze Śląskiem Wrocław, gdy fani spod „Zegara” dopingowali drużynę bez koszulek. Trzeba przyznać, że to naprawdę niecodzienna opowieść.
