W czasach gry Widzewa w III lidze i w pierwszym sezonie II-ligowych zmagań najlepszymi strzelcami zespołu byli skrzydłowi. W tej statystyce wyróżniał się przede wszystkim Mateusz Michalski, oddany lekką ręką przed rokiem. Pomocnik utrzymał poziom, a dziś miałby wrócić do Łodzi.
Po fatalnej wiośnie 2019 roku, w której łodzianie zboczyli z kursu i zamiast wjechać autostradą do I ligi, po rekordowej serii remisów utknęli na poboczu, Michalski (99 meczów w RTS, 35 goli) stał się jednym z kozłów ofiarnych. Częściowo sam sobie na to zapracował, a niektórzy fani do dziś nie potrafią wybaczyć mu tego, że w Częstochowie, będąc wyznaczonym do strzelania rzutu karnego, stchórzył, zostawiając piłkę Michaelowi Ameyaw. Nie brakuje opinii, że niewykorzystana jedenastka w meczu ze Skrą była momentem zwrotnym tamtej kampanii.
Gwoździem do trumny tamtej drużyny była porażka w Bełchatowie, po której rozpoczęło się rozliczanie. Akurat wygasał kontrakt Michalskiego, więc nie trzeba było nawet negocjować warunki odejścia. Po złożonej nieco na odczepnego ofercie, zawodnik spakował się i zdał sprzęt. Budujący wówczas drużynę Łukasz Masłowski i Zbigniew Smółka niespecjalnie wykazywali zainteresowanie przedłużeniem współpracy. Czas pokazał, że był to błąd, bo pomocnik bez problemu znalazł pracę w I lidze, w której zdecydowanie się obronił. Z kolei Widzew nie może powiedzieć, że znalazł godnego następcę.
29-latek trafił do Radomiaka Radom, który zrobił wtedy to, co nie udało się widzewiakom – awansował na zaplecze Ekstraklasy. Skrzydłowemu szło w nowych barwach bardzo dobrze, był podstawowym zawodnikiem, strzelił sześć bramek, zanotował trzy asysty. Niewiele zabrakło mu, aby awansować do elity. Radomiak jako beniaminek dotarł do finału baraży, ale przegrał 0:2 z Wartą Poznań i zostanie na tym samym poziomie rozgrywkowym. Nie wiadomo jednak, czy z Michalskim na pokładzie. Problemy z koronawirusem mogą wpłynąć na wysokość dotacji miejskich dla radomskiego klubu, co odbije się na pensjach dla graczy. Zarabiający do tej pory 16 tysięcy złotych boczny pomocnik może więc szukać innego zespołu.
I tu dochodzimy do pogłosek, które łączą Michalskiego ponownie z Widzewem. Tak naprawdę pierwsze tego typu sugestie pojawiły się już zimą, ale w rozmowie z portalem WidzewToMy.net zawodnik wyraźnie zaprzeczył tym doniesieniom. Sprawa wróciła tego lata za sprawą artykułu w „Wyborczej”. Co prawda żadna ze stron nie odniosła się publicznie do tych plotek, ale tym razem jest w nich garść prawdy. Nawet nieco więcej, bo udało nam się potwierdzić, że rzeczywiście do pewnych rozmów w ostatnich dniach doszło.
Czy to wystarczy, by nazwać to „Tematem Michalskiego” przy Piłsudskiego? Naszym zdaniem byłoby to chyba stwierdzenie na wyrost. Tak naprawdę Michalski nie otrzymał z Widzewa oficjalnej oferty kontraktu, słyszeliśmy, że miało miejsce jedynie delikatne sondowanie takiej możliwości, które nie przyniosło przełomu. Według naszych informacji, oczekiwania byłego widzewiaka są mocno rozbieżne z możliwościami płacowymi klubu i na ten moment sprawa wydaje się być zawieszona. Wiele może zależeć od negocjacji piłkarza z innymi klubami. W Radomiu otwarcie przyznają, że chcieliby przedłużyć umowę z jednym ze swoich asów, a być może na celownik 29-latka wzięły też inne drużyny.
W środę łodzianie dokonali pierwszych zgłoszeń zawodników w systemie Extranet. Na liście znalazło się tylko szesnaście nazwisk, więc gołym okiem widać, że wkrótce w kadrze pojawią się gracze wypełniające te luki. Na razie nie wiadomo jednak, kto to będzie. Enkeleid Dobi testuje obecnie dwóch kandydatów na widzewiaków: Bartłomieja Kiełbasę oraz Mervielle’a Fundumbu. W porannej audycji RadioWidzew.pl sugerowano, że pierwszy letni transfer jest blisko i może się sfinalizować jeszcze dzisiaj lub w czwartek. Pozostaje czekać, ale nie za długo. Czasu jest mało, I liga startuje już za trzy i pół tygodnia.