Kadra Widzewa na sezon 2020/20201 powoli się krystalizuje. Choć rozgrywki już trwają, a dziś łodzianie zmierzą się o punkty w Głogowie, nie wszystko jest jeszcze jasne. Ostatnie dni przyniosły jednak parę odpowiedzi.
W środę potwierdził się ruch, o którym pisaliśmy już jakiś czas temu. Z drużyną rozstał się Marcel Gąsior, dla którego Enkeleid Dobi nie widział miejsca w składzie. Pomocnik miał trudności z regularną grą już w II lidze, a więc postanowiono się z nim pożegnać. Początkowo Gąsior nie zamierzał odchodzić z klubu, ale przekonała go wizja zesłania na trybuny lub do rezerw. Po zawodnika zgłosiła się Korona Kielce i bez żalu oddano go do stolicy województwa świętokrzyskiego.
Drugim piłkarzem, którego w RTS chcieliby oddać, jest Marcel Pięczek. Lewy obrońca miałby jednak trafić na wypożyczenie, ponieważ wciąż sztab szkoleniowy wierzy w jego rozwój. Mogłoby się wydawać, że plany te ulegną zmianie po kontuzji Petara Mikulicia, którego w tym roku nie zobaczymy już na boisku. Nic bardziej mylnego. Mając Pięczka do dyspozycji, trener Dobi rozgląda się za innym rozwiązaniem. Bardzo możliwe jest pojawienie się w Widzewie jeszcze jednego bocznego obrońcy, a plany względem wychowanka pozostają niezmienne – wypożyczenie lub rezerwy. Przynajmniej na ten moment.
Zmieniła się bowiem koncepcja załatania dziury po Mikuliciu. Pierwotnie najbardziej braną pod uwagę wersją miało być przesunięcie na lewą obronę Patryka Stępińskiego, który grywał już na tej pozycji w przeszłości, m.in. w Widzewie. Wówczas do zespołu miał dołączyć młodzieżowy prawy defensor z jednego z ekstraklasowych klubów, o którym często wspominaliśmy. Nieco inne światło na sprawę rzucił jednak podczas wtorkowego spotkania z mediami sam szkoleniowiec. „Szukamy w to miejsce piłkarza lewonożnego, ale zdajemy sobie sprawę, że to nie jest łatwe” – mówił Albańczyk. Są jednak pewne kandydatury.
Dowiedzieliśmy się, że przy Piłsudskiego rozważano sprowadzenie Jakuba Wawszczyka z Arki Gdynia. Rezerwowy piłkarz pomorskiego klubu nie przekonał jednak sztabu szkoleniowego i tego transferu nie będzie. W tej chwili najwyżej stoją akcję piłkarza z Bałkanów, który miałby rywalizować z Filipem Bechtem. Na polskim rynku trudno o odpowiednią kandydaturę. Jeśli nie uda się znaleźć żadnego rozsądnego rozwiązania, w Łodzi będą mieli dwie opcje: wrócić do pomysłu z przestawieniem Stępińskiego i zakontraktowaniem prawego obrońcy z Ekstraklasy lub ponownie sięgnąć po Pięczka.
Dylemat na bokach tylnej formacji jest więc spory, ale na szczęście nie ma go już przy obsadzie środka defensywy. Upadł już bowiem plan sprowadzenia Josipa Calusicia. Nowe władze NK Celje postawiły przed Widzewem zaporowe warunki i w klubie nikt nie zaakceptuje wydatku rzędu 100 tysięcy euro. Jeżeli Słoweńcy nie zmienią swoich oczekiwań (nikt za bardzo już na to nie liczy), nic w tym temacie się już nie wydarzy. Czerwono-biało-czerwoni nie będą mieć więc „chorwackiej obrony”, złożonej z Mikulicia, Calusicia i występującego w tej lidze Krystiana Nowaka.
Rezygnacja z transferu Calusicia to dobra wiadomość dla Sebastiana Rudola. To on miał być tym, który miałby zrobić miejsce dla obcokrajowca. Choć łodzianie rozważali także inne kandydatury, ostatecznie wycofali się z nich i wszystko wskazuje na to, że drużyna dysponować będzie aktualną czwórką stoperów. Przynajmniej do zimy. Wycofano się także z dalszych ruchów personalnych dotyczących środka pola.
