W dwóch poprzednich sezonach talizmanem Widzewa nazywany był Radosław Sylwestrzak. Trudno nie szukać takiej symboliki, gdy z tym piłkarzem drużyna nie przegrała niemal 40 kolejnych spotkań. Teraz za taką postać mógł uchodzić Mateusz Możdżeń, ale jego seria się przerwała.
Pomocnik dołączył do zespołu już w trakcie rozgrywek. Z powodu zaległości treningowych nie był jednak od razu brany pod uwagę przy ustalaniu składu. Wskoczył do niego dopiero w kolejce numer siedem, zaraz po bolesnej porażce łodzian w Częstochowie. Wymagania wobec Możdżenia od początku były bardzo duże, ale w swoim debiucie przeciwko Stali Rzeszów piłkarz zdał egzamin. Zagrał niezwykle udanie w meczu z ówczesnym liderem, prowadząc drużynę do zwycięstwa 3:1.
Od tamtej pory Możdżeń wszystkie starcia rozpoczynał do pierwszej minuty. Rzadko do ostatniej, bo z powodu wspomnianych zaległości treningowych Marcin Kaczmarek około 60-70 minuty zdejmował go z boiska. Były gracz między innymi Lecha Poznań, z którym przed dziesięcioma laty sięgał po mistrzostwo Polski, zdążył jednak zrobić swoje w krótszym czasie. Skutecznie dyrygował środkiem pola, a do tego zdarzyło mu się strzelić ważną bramkę – we Wronkach dał szybkie wyrównanie w meczu z rezerwami swojego dawnego klubu.
Kluczowe w grze 28-latka było to, że z nim w składzie Widzew nie przegrywał spotkań. Odkąd wskoczył do jedenastki, czerwono-biało-czerwoni stoczyli dziewięć ligowych pojedynków i jeden pucharowy. Osiem z nich wygrali, a dwa zakończyły się remisem. Szczęście odwróciło się od Możdżenia w ubiegłą środę, gdy na Piłsudskiego przyjechała Legia. Choć gospodarze dzielnie walczyli z faworyzowanymi warszawianami, przegrali po raz pierwszy z „Możdżim” w składzie. Talizman ewidentnie przestał działać, ponieważ cztery dni później komplet punktów z Łodzi wywiozła Resovia. Traf chciał, że to właśnie po zagraniu Możdżenia sędzia w rękę rywala sędzia nie przerwał gry, a szybka kontra dała gościom zwycięską bramkę.
Mateusz Możdżeń to zawodnik, od którego wszyscy na stadionie oczekują więcej, niż pokazuje. Jeden gol i zero asyst, to nie jest dorobek godny piłkarza, który zagrał 262 razy w Ekstraklasie i z powodzeniem występował w europejskich przeciwko takim firmom, jak Manchester City czy Juventus Turyn. Skoro szczęście przestało mu dopisywać, pora zacząć liczyć na siebie i ciężko pracować. Zespół Kaczmarka potrzebuje lidera, który pomoże w ostatnich czterech kolejkach wywalczył maksymalną liczbę punktów. Czekamy!