Widzew stracił w sobotnim pojedynku z Garbarnią Kraków nie tylko dwa punkty, ale także kluczowego zawodnika. Łodzianie będą musieli radzić sobie w wyjazdowym spotkaniu z Lechem II Poznań bez Daniela Tanżyny, który obejrzał czwartą żółtą kartkę.
Dla Tanżyny to nowość, jeśli chodzi o grę w widzewskich barwach. Odkąd trafił na Piłsudskiego, nie opuścił ani jednego spotkania! Wiosną sędziowie wlepili mu łącznie tylko trzy kartki, więc sprowadzony z GKS Tychy obrońca nie musiał pauzować. Najpierw u Radosława Mroczkowskiego, a później u Jacka Paszulewicza był piłkarzem pierwszego wyboru. Tylko on od momentu przyjścia do klubu minionej zimy zaliczył wszystkie mecze od pierwszej do ostatniej minuty (!), nie licząc Marcina Robaka, który tej jesieni również co kolejkę gra po 90 minut.
Po raz pierwszy od pojawienia się w Łodzi, stoper będzie musiał wypaść ze składu. Nie można jednak wykluczyć, że jego nieobecność w podstawowej jedenastce potrwa dłużej, niż jeden mecz. Marcin Kaczmarek niejako potwierdził na ostatniej konferencji prasowej, że miejsce „Dixona” zajmie odstawiony ostatnio na boczny tor Sebastian Rudol. Gdy podpisywał umowę z RTS, nikt nie przypuszczał, że mający 130 występów w Ekstraklasie zawodnik będzie zaledwie rezerwowym. Tak stało się po kiepskim występie byłego gracza Pogoni Szczecin przeciwko Górnikowi Łęczna, w którym defensor sprokurował rzut karny w dość prostej sytuacji.
Teraz Rudol wróci do łask i może to dla niego oznaczać pobyt w wyjściowym zestawieniu na dłużej. Jeżeli wypadnie dobrze w starciu z rezerwami „Kolejorza”, znając trenera Kaczmarka, zachowa miejsce w bloku obronnym. Tak było chociażby w przypadku Rafała Wolsztyńskiego, który skorzystał na kontuzji Przemysława Kity, czy Bartłomieja Poczobuta, który wrócił do jedenastki, gdy czerwoną kartkę otrzymał Adam Radwański. Obaj widzewiacy cały czas wybiegają w pierwszym składzie, co świadczy o tym, że Kaczmarek nie przywiązuje się do nazwisk i nie ma swoich „ulubieńców”. Stawia na tych, którzy aktualnie prezentują się dobrze, co jest pozytywnym zwiastunem dla Rudola, a niezbyt przyjemnym dla Tanżyny, który może opuścić m.in. prestiżowe spotkanie pucharowe ze Śląskiem Wrocław.
Cztery kartoniki Daniela Tanżyny oznaczają, że w ogóle nie będzie można na niego liczyć w najbliższym pojedynku we Wronkach. To nie tylko szansa dla Sebastiana Rudola, ale także dla piłkarza, który będzie musiał zabezpieczyć pozycję stopera na wszelki wypadek – w kadrze, jaką znamy, jest ich przecież tylko trzech. Szkoleniowiec Widzewa stwierdził, że ma na oku właściwego kandydata. Jest nim młody Kamil Piskorski, który o pierwszą drużynę ociera się w zasadzie od początku przygotowań do sezonu.
Na Piskorskiego uwagę zwrócił już Zbigniew Smółka, zabierając go na zgrupowanie do Opalenicy. W meczu sparingowym z Zagłębiem Lubin 19-latek przez całą drugą połowę był nawet kapitanem łódzkiej drużyny! Tak samo było w niedanym spotkaniu ligowym drugiego zespołu z GLKS Sarnów/Dalików. Choć w rezerwach zagrało aż dziewięciu zawodników z „jedynki”, opaskę nosił właśnie Piskorski.
Wychowanek Widzewa póki co występuje tylko w rezerwach, ale cały czas trenuje pod okiem Marcina Kaczmarka i wszystko wskazuje na to, że pierwszy raz w swojej przygodzie z piłką będzie miał okazję wziąć udział w spotkaniu najważniejszej drużyny. Choć błby on pewnie symboliczny i „Piskor” całe zawody przesiedziałby na ławce rezerwowych, i tak byłoby to dla niego bardzo miłe wydarzenie. Czy znajdzie się w meczowej dwudziestce, dowiemy się jednak dopiero w piątek. Póki co, nie jest jeszcze zgłoszony do II-ligowych rozgrywek.
