Przed trzema godzinami pisaliśmy o problemach z dokonaniem trzeciego letniego transferu. Pozyskanie nowego zawodnika stanęło pod znakiem zapytania, ponieważ w obliczu zmiany prezesa Jakub Kaczorowski nie był pewny, czy może podpisać umowę z graczem.
Aby kontrakt z nowym pracownikiem mógł być ważny, podpisać muszą go obaj członkowie dwuosobowego zarządu Widzewa. Dowiedzieliśmy się, że Kaczorowski tym razem nie chciał tego robić wbrew woli akcjonariusza klubu, czyli Reaktywacji Tradycji Sportowych, by nie powtórzyło się zamieszanie, jakie miało miejsce podczas zatrudniania trenera Zbigniewa Smółki. Zwłaszcza, że w ciągu dnia, już po przyjeździe zawodnika do Polski, został odwołany ze stanowiska prezesa. To dlatego, że w piątek na jego miejsce zostanie powołana Martyna Pajączek.
Zawirowania mogły wpłynąć na powodzenie transferu, dlatego ostatecznie, po analizie prawnej, Kaczorowski otrzymał zielone światło na podpisanie umowy – ustalił Widzew 24. W pierwszej wersji artykułu informowaliśmy, że prezes otrzymał zakaz zaciągania zobowiązań, co nie było precyzyjnym wyrażeniem, dlatego przepraszamy czytelników za wprowadzenie w błąd. Faktem jest jednak, że Kaczorowski bez zgody Reaktywacji podpisać dokumentów nie chciał, czemu trudno się dziwić.
Ogłoszenie transakcji nastąpiło przez klub przed chwilą. Widzewiakiem został Christopher Mandiangu. To 27-letni napastnik, który choć pochodzi z Zairu, był młodzieżowym reprezentantem Niemiec w kategoriach od U-15 do U-18. W ubiegłej rundzie Mandiang występował w Septemwri Sofia. Zagrał w dwunastu spotkaniach, w których pięć razy trafił do siatki.