
PRZEJDŹ DO NEWSA
Widzew Łódź znów sięga głęboko do kieszeni, sprowadzając piłkarza z ciekawym CV. Tym razem jednak Robert Dobrzycki idzie najmocniej w historii Ekstraklasy, bo pięciu milionów euro nie kosztował jeszcze nikt. Osman Bukari ma za sobą gole w Lidze Mistrzów i Mistrzostwach Świata, tytuły w Serbii i nie do końca udaną przygodę w MLS. Dla jednych to dowód ogromnych ambicji łódzkiego klubu, dla innych – transfer obarczony sporym ryzykiem, który więcej pytań niż odpowiedzi zostawia już na starcie.
Adam Buksa, Youssoufa Moukoko, Ferran Jutgla, Philip Billing czy Nuno Tavares – niektóre nazwiska piłkarzy, którzy w letnim okienku transferowym kosztowali 5 milionów euro robią wrażenie. Teraz pół roku później do tego grona dołącza Bukari, choć dla niego to nie pierwszyzna, bo przechodząc do Austin z Crvenej zvezdy kosztował nawet dwa miliony więcej. Teraz trafia do Łodzi z dużym bagażem doświadczeń, ale jego nazwisko równie mocno rozpala wyobraźnię, co rodzi wątpliwości, czy europejski restart okaże się dla 27-latka strzałem w dziesiątkę.
Historia Osmana Bukariego. Szybkość, miliony i nadzieje w Widzewie
Bukari to piłkarz, którego marzenie o europejskiej karierze nie od razu udało się zrealizować. Szybkość jest darem, z którym przyszedł na świat, ale musiał do niego z czasem dołożyć nieco ogłady taktycznej. Urodził się w Akrze, a więc stolicy Ghany i po okresie w miejscowej akademii Accra Lions trafił w wieku 19 lat do Anderlechtu Bruksela. Tam rozwijał swój talent w drużynach młodzieżowych. – Na początku było mi trudno. Myślałem, że dzięki talentowi mogę osiągnąć wszystko, a to nie takie proste. Byłem trochę leniwy. W Anderlechcie zrozumiałem, że muszę mocno zasuwać – wspominał ten okres cytowany przez portal ghanasoccernet.com.
W rezerwach wielokrotnego mistrza Belgii rozegrał 9 meczów, w których strzelił 6 goli, ale jak się okazało, jeszcze wtedy ten kraj nie był mu pisany. Nie dostał propozycji nowej umowy i musiał poszukać szczęścia gdzie indziej. – Mój agent wpadł na pomysł Trenczyna na Słowacji i tam spróbowaliśmy. Bardzo chciałem grać w piłkę w Europie. Czasem byłem zbyt szybki dla kolegów i musiałem czekać z przodu na kontratak, zanim do mnie dołączyli. Znów okazało się, że samo przyspieszenie to nie wszystko – opowiadał Bukari.
W Trenczynie jego europejska wędrówka nabrała rozpędu. Co ciekawe, pierwszy profesjonalny występ w barwach dorosłej drużyny na naszym kontynencie zaliczył… w Polsce! 26 lipca 2018 roku Trenczyn mierzył się w Zabrzu z Górnikiem w meczu II rundy kwalifikacji Ligi Europy. Ekipa prowadzona przez Ricardo Moniza wygrała po golu Philipa Azango 1:0, a po boisku biegali także Igor Angulo, Szymon Żurkowski czy Przemysław Wiśniewski. W rewanżu Bukari nie podniósł się już z ławki, a Trenczyn pozbawił drużyny Marcina Brosza wszelkich złudzeń wygrywając 4:1.
Ostatecznie Słowacy w fazie grupowej wtedy nie zagrali, ale po pokonaniu Górnika rozbili jeszcze u siebie choćby Feyenoord aż 4:0 i w tym meczu również Bukari symboliczne 5 minut zaliczył. W pierwszym sezonie w słowackiej ekstraklasie strzelił jednak tylko jednego gola, a jego zespół utrzymał się w lidze dopiero po wygranym dwumeczu barażowym z Popradem. – Od początku wiedziałem, że jestem w Trenczynie po to, aby zrobić kolejny krok naprzód – mówił potem Bukari, ale pierwszy sezon niekoniecznie wskazywał, że wszystko pójdzie sprawnie.
Przełom nastąpił w rozgrywkach 2019/20. Wówczas Ghańczyk wywalczył już sobie niekwestionowane miejsce w podstawowym składzie i został wybrany najlepszym zawodnikiem sezonu w klubie. Mimo faktu, że Trenczyn znów musiał walczyć o utrzymanie w grupie spadkowej on był nominowany do nagrody najlepszego piłkarza w całej lidze i znalazł się w jedenastce rozgrywek. W 25 meczach strzelił 10 goli i zanotował 9 asyst. Czuć było, że Trenczyn robi się dla niego za ciasny. Następny sezon rozpoczął jeszcze w jego barwach, zdążył zdobyć 2 bramki w 4 ligowych starciach i za milion euro wzmocnił szeregi Gentu.
Bukari w barwach Gentu rywalizował w eliminacjach Ligi Mistrzów z Dynamem Kijów
Na pierwszego gola w belgijskiej ekstraklasie czekał do listopada, a jego okres w tym klubie trudno określić spektakularnym. Na poważnie poznał smak gry w europejskich pucharach, ale był on raczej zbliżony do rozgotowanego szpinaku niż słodkich malin. Gent zagrał bowiem w fazie grupowej Ligi Europy i doznał kompletu sześciu porażek. Bukari wychodził w każdym z meczów w pierwszym składzie i zostało to dostrzeżone przez selekcjonera reprezentacji Ghany. W marcu 2021 roku zadebiutował w kadrze rozgrywając 45 minut przeciwko RPA.
Latem trafił na wypożyczenie do Nantes, a więc po raz pierwszy mógł rywalizować w jednej z lig TOP5. – To młody gracz, więc będziemy wyrozumiali. Nie podobały mi się jednak jego straty. Wymagam więcej od piłkarzy, był mało odpowiedzialny. Musimy dać mu czas – zaznaczał po jego pierwszym meczu w wyjściowym składzie przeciwko Lyonowi trener Antoine Kombouare. W kolejnych miesiącach cały klub zanotował wzrost, a wraz z nim w nowym środowisku okrzepł Bukari. Dogrywał piłki do wschodzącej gwiazdy tamtejszego futbolu Randala Kolo Muaniego, zaliczył asystę i wygrał mecz przeciwko PSG (w składzie Messi, Neymar i Mbappe), ale zdecydowanie największym osiągnięciem było jednak zdobycie Pucharu Francji. To było jego pierwsze trofeum w karierze, a w wielkim finale na Stade de France z Niceą zagrał 17 minut.
Zabawa na ulicach Nantes trwała do białego rana. Trudno się dziwić, w końcu dla byłego klubu Romana Koseckiego oznaczało to powrót do europejskich pucharów po 21 latach przerwy. Kanarki radzić musiały sobie w nich już jednak bez Bukariego, dla którego jednak zdobywanie trofeów stało się na jakiś czas chlebem powszednim.
Po okresie w Nantes na chwilę powrócił do Gentu, ale jednak tylko po to, by zostać sprzedanym za 3 miliony euro do Crvenej zvezdy. Klub z Belgradu w tamtym czasie, z różnych względów, był już niekwestionowanym hegemonem ligi serbskiej, którą z Bukarim w składzie wygrał dwa razy dokładając do tego również dwa krajowe puchary.
27-latek znakomicie odnalazł się w nowym kraju. Jak podkreślał w wywiadach, w stolicy Serbii prowadził raczej spokojne życie skupione na treningach, a swoje mieszkanie opuszczał głównie, aby odwiedzać siłownię lub restauracje. Pomogło mu to jednak w osiągnięciu życiowej formy, gdyż już w swoich pierwszych sześciu meczach ligowych strzelił cztery gole. Do tego dołożył choćby hat-tricka z Pjunikiem Erewań w eliminacjach Ligi Mistrzów, choć na występy w fazie grupowej najbardziej elitarnych rozgrywek musiał poczekać jeszcze rok. Crvena zvezda odpadła wówczas w trzeciej rundzie z Maccabi Hajfa.
Skrzydłowy niespecjalnie chyba jednak narzekał, gdyż po pierwsze w swoim debiucie w Lidze Mistrzów pokonał Edersona i strzelił gola Manchesterowi City, a po drugie w międzyczasie rozkwitła także jego kariera reprezentacyjna. W listopadzie 2022 roku pokazał się na wielkiej międzynarodowej scenie, zdobywając bramkę przeciwko Portugalii na Mistrzostwach Świata. W tamtym momencie Ghana przegrywała, ale Bukari poczuł wielką satysfakcję. Zrobił cieszynkę „siuuu” w stylu Cristiano Ronaldo, po tym, jak słynny Portugalczyk chwilę wcześniej zszedł z boiska i siedział już wtedy na ławce. Kamery od razu jednak wychwyciły jego reakcję. – Stałem się po tym bardziej popularny. Od tamtej pory, gdy przyjeżdżam do Ghany, ludzie zawsze o to pytają – opowiadał 27-latek cytowany przez portal delsoka.com.
Osman Bukari świętuje strzelonego gola na Mistrzostwach Świata
Bukari poza golem przeciwko City w Lidze Mistrzów dołożył jeszcze także trafienie z Young Boys Berno. Było ono o tyle ważne, że pozwoliło zremisować 2:2 i zdobyć Serbom jedyny punkt w tamtej edycji. Do tego dołożył jeszcze dwie asysty, a to wszystko tylko w sześciu meczach w LM. Ghańczyk stał się niezwykle ważnym elementem niezłej europejskiej drużyny, czym wzmocnił swoją pozycję na rynku. Imponowała jego moc w nogach. Znalazł się nawet w dziesiątce najszybszych piłkarzy w Lidze Mistrzów – w jednym z meczów osiągnął prędkość 35,4 km/h. Uwagę zwracały także jego piękne gole i dobre występy w meczach derbowych z Partizanem. Jak się okazuje, nie tylko w Europie.
– W jednym ze starć wygraliśmy 3:2, a ja zaliczyłem asystę i wywalczyłem rzut karny. Chyba wtedy mnie oglądali – to słowa Bukariego po transferze do Austin FC. – Cóż, oczywiście, ale nie chodzi tylko o jeden mecz… Chodziło o przyjrzenie się cechom, których szukamy u zawodnika na tej pozycji – uśmiechał się delikatnie kontrując dyrektor sportowy Rodolfo Borrell. Cóż, profil Ghańczyka musiał rzeczywiście przypaść do gustu w Teksasie, gdyż, aby go pozyskać klub pobił swój rekord transferowy. Crvena zvezda zarobiła na nim 7 milionów euro.
Oczekiwania po tym, jak bawił się w lidze serbskiej oraz nieźle dawał radę w Lidze Mistrzów były ogromne. Bukari otrzymał kontrakt „designated player”, a więc mógł zarabiać więcej niż wynoszą limity płacowe w MLS. W sumie ta kwota wyniosła 1,5 miliona dolarów za sezon. Pierwsze pół roku potraktowano jako wprowadzające, ale gdy rok temu klub opuściła największa gwiazda Sebastian Driussi klub mocno potrzebował następców. Wtedy do klubu trafili także Brandon Vazquez (9,6 mln euro) i Myrto Uzuni (12 mln euro), a więc gracze, za których zapłacono jeszcze więcej.
Ofensywa transferowa nie przyniosła jednak wybitnych efektów. Austin awansowało do play-offów, ale w nich zbyt mocne już w pierwszej rundzie okazało się Los Angeles FC. Lepiej drużynie Nico Esteveza poszło w US Open Cup, a więc Pucharze Stanów Zjednoczonych. Drużyna Bukariego przegrała dopiero w finale z Nashville i właśnie w tych rozgrywkach nowy widzewiak pokazał się z lepszej strony strzelając 2 gole w pięciu występach. W MLS zdobywał natomiast bramki jedynie przeciwko Sportingowi KC, DC United i San Jose Earthquakes, a więc ekipom, które nie odegrały w minionym sezonie znaczącej roli.
Bukari próbujący strzelić gola dla Austin w meczu z San Diego
– Jestem zdziwiona, że Widzew płaci za niego tyle pieniędzy. Ewidentnie w jego przypadku coś nie zagrało. Mam wrażenie, że jego atuty są mocno ograniczone. Lubi wchodzić w pojedynki, notuje dośrodkowania czy strzały. Na tle graczy „designated player” niczym specjalnym się jednak nie wyróżnił – mówi Katarzyna Przepiórka z portalu Amerykańska Piłka. – Powiedziałabym, że lepiej wyglądał choćby Kristoffer Velde znany z gry w Lechu, a ostatnio ważna postać Portland Timbers. Bardziej technicznym zawodnikiem był także AZ Jackson, a widzimy, że na razie odbija się od Jagiellonii – dodaje.
Do 3 goli dołożył jedynie 3 asysty, a latem podczas meczów Crvenej zvezdy z Lechem Poznań wspominano nawet w serbskich mediach, że klub z Belgradu chętnie przygarnąłby go ponownie, gdyby pojawiła się taka możliwość. Przez okres gry w Austin Bukari wypadł również z reprezentacji Ghany. Po raz ostatni zagrał w niej ponad rok temu w przegranym meczu z Nigrem 1:2 w eliminacjach do Pucharu Narodów Afryki zakończonych sensacyjnym brakiem awansu ekipy Otto Addo.
Stwierdzenie, że ktokolwiek z Austin go wypychał byłoby przesadą, ale walizka pieniędzy przywieziona przez Roberta Dobrzyckiego sprawia, że kibice w Teksasie raczej nie będą mocno krytykować właścicieli za decyzję o jego sprzedaży. Być może w europejskim klimacie Bukari znów odnajdzie się lepiej i pomoże Widzewowi w rozruszaniu bocznych sektorów boiska. Takie były przecież założenia na starcie sezonu, gdy Samuel Akere i Mariusz Fornalczyk dostawali sporo szans do wykazania. Później z racji ich słabej formy ciężar gry przeniósł się bardziej do środka.
Jedna perspektywa to taka, co może Bukari dać Widzewowi, ale druga mówi jednak o tym, co klub przyniesie zawodnikowi. Po średnio udanej amerykańskiej przygodzie, on również musi potraktować Widzew jako miejsce, w którym trzeba się wykazać. Jego kariera potrzebuje nowego impulsu, ale też i stabilizacji. W Łodzi mają nadzieję, że są dopiero na początku długiej drogi, która być może doprowadzi ich w miejsce, gdzie Bukari już był – do europejskich pucharów. A przecież wtedy jego doświadczenie może okazać się bezcenne…
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
Widzew, czyli jak przejść przez rundę na barkach Bergiera…
To on będzie nową gwiazdą Widzewa? Skrzydłowy za miliony [NEWS]
Media: 10-krotny reprezentant Danii idzie do Widzewa
fot. Newspix
Artykuł Nowa nadzieja Widzewa. Historia Osmana Bukariego [SYLWETKA] pochodzi z serwisu weszlo.com.
Artykuł Nowa nadzieja Widzewa. Historia Osmana Bukariego [SYLWETKA] pochodzi z serwisu weszlo.com.
Adam Buksa, Youssoufa Moukoko, Ferran Jutgla, Philip Billing czy Nuno Tavares – niektóre nazwiska piłkarzy, którzy w letnim okienku transferowym kosztowali 5 milionów euro robią wrażenie. Teraz pół roku później do tego grona dołącza Bukari, choć dla niego to nie pierwszyzna, bo przechodząc do Austin z Crvenej zvezdy kosztował nawet dwa miliony więcej. Teraz trafia do Łodzi z dużym bagażem doświadczeń, ale jego nazwisko równie mocno rozpala wyobraźnię, co rodzi wątpliwości, czy europejski restart okaże się dla 27-latka strzałem w dziesiątkę.
Historia Osmana Bukariego. Szybkość, miliony i nadzieje w Widzewie
Bukari to piłkarz, którego marzenie o europejskiej karierze nie od razu udało się zrealizować. Szybkość jest darem, z którym przyszedł na świat, ale musiał do niego z czasem dołożyć nieco ogłady taktycznej. Urodził się w Akrze, a więc stolicy Ghany i po okresie w miejscowej akademii Accra Lions trafił w wieku 19 lat do Anderlechtu Bruksela. Tam rozwijał swój talent w drużynach młodzieżowych. – Na początku było mi trudno. Myślałem, że dzięki talentowi mogę osiągnąć wszystko, a to nie takie proste. Byłem trochę leniwy. W Anderlechcie zrozumiałem, że muszę mocno zasuwać – wspominał ten okres cytowany przez portal ghanasoccernet.com.
W rezerwach wielokrotnego mistrza Belgii rozegrał 9 meczów, w których strzelił 6 goli, ale jak się okazało, jeszcze wtedy ten kraj nie był mu pisany. Nie dostał propozycji nowej umowy i musiał poszukać szczęścia gdzie indziej. – Mój agent wpadł na pomysł Trenczyna na Słowacji i tam spróbowaliśmy. Bardzo chciałem grać w piłkę w Europie. Czasem byłem zbyt szybki dla kolegów i musiałem czekać z przodu na kontratak, zanim do mnie dołączyli. Znów okazało się, że samo przyspieszenie to nie wszystko – opowiadał Bukari.
W Trenczynie jego europejska wędrówka nabrała rozpędu. Co ciekawe, pierwszy profesjonalny występ w barwach dorosłej drużyny na naszym kontynencie zaliczył… w Polsce! 26 lipca 2018 roku Trenczyn mierzył się w Zabrzu z Górnikiem w meczu II rundy kwalifikacji Ligi Europy. Ekipa prowadzona przez Ricardo Moniza wygrała po golu Philipa Azango 1:0, a po boisku biegali także Igor Angulo, Szymon Żurkowski czy Przemysław Wiśniewski. W rewanżu Bukari nie podniósł się już z ławki, a Trenczyn pozbawił drużyny Marcina Brosza wszelkich złudzeń wygrywając 4:1.
Ostatecznie Słowacy w fazie grupowej wtedy nie zagrali, ale po pokonaniu Górnika rozbili jeszcze u siebie choćby Feyenoord aż 4:0 i w tym meczu również Bukari symboliczne 5 minut zaliczył. W pierwszym sezonie w słowackiej ekstraklasie strzelił jednak tylko jednego gola, a jego zespół utrzymał się w lidze dopiero po wygranym dwumeczu barażowym z Popradem. – Od początku wiedziałem, że jestem w Trenczynie po to, aby zrobić kolejny krok naprzód – mówił potem Bukari, ale pierwszy sezon niekoniecznie wskazywał, że wszystko pójdzie sprawnie.
Przełom nastąpił w rozgrywkach 2019/20. Wówczas Ghańczyk wywalczył już sobie niekwestionowane miejsce w podstawowym składzie i został wybrany najlepszym zawodnikiem sezonu w klubie. Mimo faktu, że Trenczyn znów musiał walczyć o utrzymanie w grupie spadkowej on był nominowany do nagrody najlepszego piłkarza w całej lidze i znalazł się w jedenastce rozgrywek. W 25 meczach strzelił 10 goli i zanotował 9 asyst. Czuć było, że Trenczyn robi się dla niego za ciasny. Następny sezon rozpoczął jeszcze w jego barwach, zdążył zdobyć 2 bramki w 4 ligowych starciach i za milion euro wzmocnił szeregi Gentu.
Bukari w barwach Gentu rywalizował w eliminacjach Ligi Mistrzów z Dynamem Kijów
Na pierwszego gola w belgijskiej ekstraklasie czekał do listopada, a jego okres w tym klubie trudno określić spektakularnym. Na poważnie poznał smak gry w europejskich pucharach, ale był on raczej zbliżony do rozgotowanego szpinaku niż słodkich malin. Gent zagrał bowiem w fazie grupowej Ligi Europy i doznał kompletu sześciu porażek. Bukari wychodził w każdym z meczów w pierwszym składzie i zostało to dostrzeżone przez selekcjonera reprezentacji Ghany. W marcu 2021 roku zadebiutował w kadrze rozgrywając 45 minut przeciwko RPA.
Latem trafił na wypożyczenie do Nantes, a więc po raz pierwszy mógł rywalizować w jednej z lig TOP5. – To młody gracz, więc będziemy wyrozumiali. Nie podobały mi się jednak jego straty. Wymagam więcej od piłkarzy, był mało odpowiedzialny. Musimy dać mu czas – zaznaczał po jego pierwszym meczu w wyjściowym składzie przeciwko Lyonowi trener Antoine Kombouare. W kolejnych miesiącach cały klub zanotował wzrost, a wraz z nim w nowym środowisku okrzepł Bukari. Dogrywał piłki do wschodzącej gwiazdy tamtejszego futbolu Randala Kolo Muaniego, zaliczył asystę i wygrał mecz przeciwko PSG (w składzie Messi, Neymar i Mbappe), ale zdecydowanie największym osiągnięciem było jednak zdobycie Pucharu Francji. To było jego pierwsze trofeum w karierze, a w wielkim finale na Stade de France z Niceą zagrał 17 minut.
Zabawa na ulicach Nantes trwała do białego rana. Trudno się dziwić, w końcu dla byłego klubu Romana Koseckiego oznaczało to powrót do europejskich pucharów po 21 latach przerwy. Kanarki radzić musiały sobie w nich już jednak bez Bukariego, dla którego jednak zdobywanie trofeów stało się na jakiś czas chlebem powszednim.
Po okresie w Nantes na chwilę powrócił do Gentu, ale jednak tylko po to, by zostać sprzedanym za 3 miliony euro do Crvenej zvezdy. Klub z Belgradu w tamtym czasie, z różnych względów, był już niekwestionowanym hegemonem ligi serbskiej, którą z Bukarim w składzie wygrał dwa razy dokładając do tego również dwa krajowe puchary.
27-latek znakomicie odnalazł się w nowym kraju. Jak podkreślał w wywiadach, w stolicy Serbii prowadził raczej spokojne życie skupione na treningach, a swoje mieszkanie opuszczał głównie, aby odwiedzać siłownię lub restauracje. Pomogło mu to jednak w osiągnięciu życiowej formy, gdyż już w swoich pierwszych sześciu meczach ligowych strzelił cztery gole. Do tego dołożył choćby hat-tricka z Pjunikiem Erewań w eliminacjach Ligi Mistrzów, choć na występy w fazie grupowej najbardziej elitarnych rozgrywek musiał poczekać jeszcze rok. Crvena zvezda odpadła wówczas w trzeciej rundzie z Maccabi Hajfa.
Skrzydłowy niespecjalnie chyba jednak narzekał, gdyż po pierwsze w swoim debiucie w Lidze Mistrzów pokonał Edersona i strzelił gola Manchesterowi City, a po drugie w międzyczasie rozkwitła także jego kariera reprezentacyjna. W listopadzie 2022 roku pokazał się na wielkiej międzynarodowej scenie, zdobywając bramkę przeciwko Portugalii na Mistrzostwach Świata. W tamtym momencie Ghana przegrywała, ale Bukari poczuł wielką satysfakcję. Zrobił cieszynkę „siuuu” w stylu Cristiano Ronaldo, po tym, jak słynny Portugalczyk chwilę wcześniej zszedł z boiska i siedział już wtedy na ławce. Kamery od razu jednak wychwyciły jego reakcję. – Stałem się po tym bardziej popularny. Od tamtej pory, gdy przyjeżdżam do Ghany, ludzie zawsze o to pytają – opowiadał 27-latek cytowany przez portal delsoka.com.
Osman Bukari świętuje strzelonego gola na Mistrzostwach Świata
Bukari poza golem przeciwko City w Lidze Mistrzów dołożył jeszcze także trafienie z Young Boys Berno. Było ono o tyle ważne, że pozwoliło zremisować 2:2 i zdobyć Serbom jedyny punkt w tamtej edycji. Do tego dołożył jeszcze dwie asysty, a to wszystko tylko w sześciu meczach w LM. Ghańczyk stał się niezwykle ważnym elementem niezłej europejskiej drużyny, czym wzmocnił swoją pozycję na rynku. Imponowała jego moc w nogach. Znalazł się nawet w dziesiątce najszybszych piłkarzy w Lidze Mistrzów – w jednym z meczów osiągnął prędkość 35,4 km/h. Uwagę zwracały także jego piękne gole i dobre występy w meczach derbowych z Partizanem. Jak się okazuje, nie tylko w Europie.
– W jednym ze starć wygraliśmy 3:2, a ja zaliczyłem asystę i wywalczyłem rzut karny. Chyba wtedy mnie oglądali – to słowa Bukariego po transferze do Austin FC. – Cóż, oczywiście, ale nie chodzi tylko o jeden mecz… Chodziło o przyjrzenie się cechom, których szukamy u zawodnika na tej pozycji – uśmiechał się delikatnie kontrując dyrektor sportowy Rodolfo Borrell. Cóż, profil Ghańczyka musiał rzeczywiście przypaść do gustu w Teksasie, gdyż, aby go pozyskać klub pobił swój rekord transferowy. Crvena zvezda zarobiła na nim 7 milionów euro.
Oczekiwania po tym, jak bawił się w lidze serbskiej oraz nieźle dawał radę w Lidze Mistrzów były ogromne. Bukari otrzymał kontrakt „designated player”, a więc mógł zarabiać więcej niż wynoszą limity płacowe w MLS. W sumie ta kwota wyniosła 1,5 miliona dolarów za sezon. Pierwsze pół roku potraktowano jako wprowadzające, ale gdy rok temu klub opuściła największa gwiazda Sebastian Driussi klub mocno potrzebował następców. Wtedy do klubu trafili także Brandon Vazquez (9,6 mln euro) i Myrto Uzuni (12 mln euro), a więc gracze, za których zapłacono jeszcze więcej.
Ofensywa transferowa nie przyniosła jednak wybitnych efektów. Austin awansowało do play-offów, ale w nich zbyt mocne już w pierwszej rundzie okazało się Los Angeles FC. Lepiej drużynie Nico Esteveza poszło w US Open Cup, a więc Pucharze Stanów Zjednoczonych. Drużyna Bukariego przegrała dopiero w finale z Nashville i właśnie w tych rozgrywkach nowy widzewiak pokazał się z lepszej strony strzelając 2 gole w pięciu występach. W MLS zdobywał natomiast bramki jedynie przeciwko Sportingowi KC, DC United i San Jose Earthquakes, a więc ekipom, które nie odegrały w minionym sezonie znaczącej roli.
Bukari próbujący strzelić gola dla Austin w meczu z San Diego
– Jestem zdziwiona, że Widzew płaci za niego tyle pieniędzy. Ewidentnie w jego przypadku coś nie zagrało. Mam wrażenie, że jego atuty są mocno ograniczone. Lubi wchodzić w pojedynki, notuje dośrodkowania czy strzały. Na tle graczy „designated player” niczym specjalnym się jednak nie wyróżnił – mówi Katarzyna Przepiórka z portalu Amerykańska Piłka. – Powiedziałabym, że lepiej wyglądał choćby Kristoffer Velde znany z gry w Lechu, a ostatnio ważna postać Portland Timbers. Bardziej technicznym zawodnikiem był także AZ Jackson, a widzimy, że na razie odbija się od Jagiellonii – dodaje.
Do 3 goli dołożył jedynie 3 asysty, a latem podczas meczów Crvenej zvezdy z Lechem Poznań wspominano nawet w serbskich mediach, że klub z Belgradu chętnie przygarnąłby go ponownie, gdyby pojawiła się taka możliwość. Przez okres gry w Austin Bukari wypadł również z reprezentacji Ghany. Po raz ostatni zagrał w niej ponad rok temu w przegranym meczu z Nigrem 1:2 w eliminacjach do Pucharu Narodów Afryki zakończonych sensacyjnym brakiem awansu ekipy Otto Addo.
Stwierdzenie, że ktokolwiek z Austin go wypychał byłoby przesadą, ale walizka pieniędzy przywieziona przez Roberta Dobrzyckiego sprawia, że kibice w Teksasie raczej nie będą mocno krytykować właścicieli za decyzję o jego sprzedaży. Być może w europejskim klimacie Bukari znów odnajdzie się lepiej i pomoże Widzewowi w rozruszaniu bocznych sektorów boiska. Takie były przecież założenia na starcie sezonu, gdy Samuel Akere i Mariusz Fornalczyk dostawali sporo szans do wykazania. Później z racji ich słabej formy ciężar gry przeniósł się bardziej do środka.
Jedna perspektywa to taka, co może Bukari dać Widzewowi, ale druga mówi jednak o tym, co klub przyniesie zawodnikowi. Po średnio udanej amerykańskiej przygodzie, on również musi potraktować Widzew jako miejsce, w którym trzeba się wykazać. Jego kariera potrzebuje nowego impulsu, ale też i stabilizacji. W Łodzi mają nadzieję, że są dopiero na początku długiej drogi, która być może doprowadzi ich w miejsce, gdzie Bukari już był – do europejskich pucharów. A przecież wtedy jego doświadczenie może okazać się bezcenne…
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
Widzew, czyli jak przejść przez rundę na barkach Bergiera…
To on będzie nową gwiazdą Widzewa? Skrzydłowy za miliony [NEWS]
Media: 10-krotny reprezentant Danii idzie do Widzewa
fot. Newspix
Artykuł Nowa nadzieja Widzewa. Historia Osmana Bukariego [SYLWETKA] pochodzi z serwisu weszlo.com.
Artykuł Nowa nadzieja Widzewa. Historia Osmana Bukariego [SYLWETKA] pochodzi z serwisu weszlo.com.