Widzew24.pl – wszystkie newsy o Widzewie w jednym miejscu

Wywiad własny z P. Banaszakiem: „Runda wiosenna siedzi w głowie, ale nie chcę żyć samą przeszłością”

photo
Wystarczy to zrobić i Widzew może być tuż za podium. Taka optymistyczna przyszłość
photo
MUKS Widzew Łódź ze wsparciem Panattoni i Fundacji Roberta Dobrzyckiego
photo
Ostatni taniec ikon Widzewa?
photo
Raport z budowy ośrodka w Bukowcu – grudzień 2025 (video)
photo
Z Ligi Mistrzów do Widzewa Łódź. Dostanie 65 tysięcy euro miesięcznie?!
Facebook
Twitter
Email

Przemysław Banaszak przychodził do Widzewa po znakomitym sezonie w III-ligowej Chełmiance Chełm, w której jako młodzieżowiec strzelił ponad dwadzieścia bramek. Część kibiców oczekiwała, że napastnik powtórzy w Łodzi ten wyczyn, ale tak się nie stało. Zawodnik z pokorą przyjął to, co stało się w poprzedniej rundzie, ale myślami woli wybiegać do przodu.

– Przemek, co z twoją sytuacją zdrowotną?

– To uraz mięśniowy, ale naciągnięcie jest lekkie. Nie chcieliśmy ryzykować, na treningach obciążenia również miałem nieco mniejsze. Wykonywałem więcej pracy bez piłki, jednak i ona już się pojawiła, więc wróciłem do normalnych zajęć z drużyną.

– Są widoki na występ w sparingu?

– Jak najbardziej, istnieje taka szansa, że zagram z Zagłębiem. Na razie sam jednak nie wiem, zobaczę, jak będę się czuł po treningu z piłką, gdy wykonam kilka sprintów. Dodatkowe badania nie są już potrzebne. Dostałem od lekarzy zgodę na wyjazd na zgrupowanie, a tutaj, w Opalenicy, mam bardzo dobrą opiekę.

– Zakładając, że pojawisz się na boisku, to na jakiej pozycji? Pod koniec sezonu widzieliśmy cię jako skrzydłowego.

– Tego nie wiem, jestem do dyspozycji trenera i to od niego będzie zależeć, gdzie zagram. Nie ukrywam, że wolę grać na pozycji numer dziewięć, ale gdy schodzę na skrzydło, mogę wykorzystać swoją szybkość. Nie rozmawiałem jeszcze z trenerem Smółką, gdzie mnie widzi, ale na treningach jestem częściej ustawiany jako środkowy napastnik.

– Nie miałeś lekkiego stresu, gdy zamieniałeś III ligę na II ligę?

– Oczywiście, że to było wyzwanie. Chciałem się sprawdzić ligę wyżej. W Chełmiance zagrałem dobry sezon i miałem nadzieję, że uda się to od razu powtórzyć w Widzewie. Trochę to wyhamowało, bo nie miałem już takich liczb, jak wcześniej. Złożyło się na to wiele czynników. Na pewno nie jest tak, że II liga okazała się dla mnie za trudna. Przecież na co dzień trenuję z bardzo dobrą drużyną, proces adaptacji do nowego miejsca przeszedłem bardzo szybko. Ale oczywiście różnica między III a II ligą jest. W III lidze grają głównie młodzi zawodnicy lub doświadczeni, którzy występowali wysoko, a z wiekiem schodzą niżej. Nie jest to na pewno poziom amatorski, ale to nie to samo, co w II lidze, gdzie jest mniej miejsca. Widać to przede wszystkim u tych zespołów, które mierzą się z nami i bardzo szczelnie się bronią.

– Był okres, że radziliście sobie z tym świetnie. Jesienią czułeś, że niedawno byłeś w III lidze, a już jesteś jedną nogą na zapleczu Ekstraklasy?

– Chyba każdy tak myślał, kibic czy zawodnik. Byliśmy przekonani, że wiosna będzie tylko formalnością, a stało się, jak się stało. Nie chciałbym już do tego wracać. Nikt o tym nie zapomniał, po nikim to nie spłynęło, ale jednak chcielibyśmy zamknąć już ten temat i iść do przodu.

– Udało się „zresetować” przed nowym sezonem?

– Myślę, że tak. Tak, jak mówię, ta nieudana runda wiosenna każdemu siedzi w głowie, ale jak myślisz tylko przeszłością, to nie ma cię tu i teraz. Chcemy jak najlepiej przygotować się do nowego sezonu, by tym razem było lepiej. Wszyscy mamy świadomość, że nas na to stać, każdy chce być lepszy, a to powinno nas zaprowadzić do celu.

– Do zespołu dołączyli nowi piłkarze. Chrisa Mandiangu nie miałeś okazji znać wcześniej, a co z resztą?

– Nie, nie mieliśmy wcześniej kontaktu. Poza Przemkiem Kitą, z którym rywalizowaliśmy w ostatnim sezonie II ligi, gdy grał w Olimpii Grudziądz. Marcela Gąsiora czy Łukasza Zejdlera oczywiście znałem, ale wyłącznie z telewizji, gdy oglądałem transmisje I ligi. Nigdy wcześniej nie mieliśmy ze sobą kontaktu na boisku. Dopiero się poznajemy. Czasu na integrację na obozie jest sporo. Tym bardziej, że warunki są super. Wystarczy wziąć pod uwagę, że na obozie przebywają tutaj Lech Poznań czy Broendby Kopenhaga. Nie brakuje nam niczego, mamy świetne warunki, dobrą kuchnię, basen, siłownię i boisko dla siebie. Pozostaje tylko z tego korzystać i solidnie pracować. Możemy skupić się tylko na tym.

– Wcale nie musiałeś przychodzić do Widzewa. Ofert nie brakowało?

– To prawda, telefon dzwonił często. Jako młodzieżowiec strzeliłem w jednym sezonie dwadzieścia jeden bramek, więc zainteresowanie moja osobą było duże. Rozmawiałem wtedy między innymi z dwoma klubami z Ekstraklasy, ale nie wiem, jaki byłby na mnie plan, gdybym tam poszedł. Czy grałbym na najwyższym poziomie rozgrywkowym, czy zostałbym wypożyczony do niższej ligi. Odezwało się wtedy też pół I ligi, ale razem z moim agentem Markiem Citko uznaliśmy, że Widzew będzie dobrym wyborem. Marek trzymał pieczę nad tym transferem i dlatego jestem tu, gdzie jestem.

– Nie miałeś problemów ze strony kibiców Chełmianki, że wybrałeś Widzew?

– O Widzewie na Lubelszczyźnie słychać, ale nie w jakimś wrogim kontekście. Z kibicami Chełmianki miałem raczej dobry kontakt, zagrałem dobry sezon, więc nie czuli, że uciekam z klubu, jak zdrajca. Z drugiej strony, jak byłem już w Łodzi, gdy podeszliśmy pod trybunę podziękować za doping, to zaczepiło mnie kilku kibiców, którzy mówili mi, że są z Chełma, z fan-clubu Widzewa. Miła sprawa.

– Otoczka wokół klubu jest specyficzna. To bardziej pomaga czy przeszkadza?

– To jest zupełnie inny poziom, zainteresowanie mediów i kibiców jest olbrzymie. Staram się nigdy nie odmawiać, gdy ktoś prosi o zdjęcie czy autograf. To jest nieodłączna część bycia piłkarzem Widzewa.

– Poznałeś już Łódź? Nie pytam o życie nocne (śmiech).

– To nawet nie wchodzi w grę. Ale w ciągu dnia, gdy mam na to czas, lubię wyjść do restauracji czy na spacer. W zasadzie najczęściej robię to w towarzystwie kolegów z drużyny, bo poza nimi nikogo w Łodzi nie znam. Choć niedawno przeprowadził się tutaj mój kolega z Lublina. Aha, z Lubelszczyzny pochodzi także Łukasz Turzyniecki. Z Krasnegostawu, który leży niedaleko mojej miejscowości.

– Spacer po Piotrkowskiej czy bieganie z kartą kredytową w Manufakturze?

– Gdybym miał wybierać, to bardziej spacer po Piotrkowskiej. Nie jestem typem człowieka, który w wolnym czasie biegałby po sklepach. Jak mam chwilę dla siebie, to najczęściej wolę zostać w domu i odpocząć.

– Ten prawdziwy dom, rodzinny, pewnie odwiedzasz rzadko? Na razie jesteś skazany na Łódź.

– Ciężka sprawa. Podróż do domu zajmuje i cztery godziny, więc odwiedzam rodzinę tylko wtedy, gdy mamy dłuższą przerwę. Ale czy jestem skazany? Nie użyłbym takiego słowa. Początki były trudniejsze, bo nigdy wcześniej nie grałem w piłkę poza swoim regionem, więc tęskniłem za bliskimi, za domem. Teraz mieszkam w Łodzi już rok, dobrze się tu czuję. Gdy przyjeżdżam z urlopu, to wracam jak do siebie.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
IMG_8937
Wrócić na dobre tory
Puszcza_Widzew_Klimek
Ostatni ligowy wyjazd w tym roku
Widzew_Zagłębie2
Wrócić do wygrywania w „Sercu Łodzi”!
Legia_Widzew_Alvarez
Czas na klasyk!
IMG_1762
Tam nas jeszcze nie było!
IMG_8937
Wrócić na dobre tory
Legia_Widzew_Alvarez
Czas na klasyk!
0
Would love your thoughts, please comment.x